sobota, 22 listopada 2014

Take my hand.

Szczerość jest najlepsza na bezsenność. Dlatego ludzie piszą blogi nocami. Kiedy nastaje cisza nagle głośne staje się to co w nas.
Cześć i czołem!
Może zacznę od tego, że zbliża się magiczny czas. Spadł pierwszy śnieg. Może warto pomyśleć o sobie, bliskich, znajomych? Usiąść i po prostu przemyśleć swoje życie. Zawsze można coś w nim zmienić. W każdej sekundzie możemy stawać się lepsi. Wszystko do czego dążymy ma po drodze czegoś uczyć. Spotykamy ludzi, którzy wydają o nas jakąś opinie. Tylko czy jest aż tak ważna by brać ją pod uwagę? Myślę, że nie. Nie warto przejmować się plotkami. Każdy sam kreuje swój wizerunek i wie jakie ma wartości. To stanowi taką główną podporę by iść przez życie. Przez ten czas świąt, który zbliżają się małymi krokami warto przystanąć na chwilę w gonitwie wszystkich obowiązków. Czasami  taka chwila ciszy daje więcej odpowiedzi na pytania, niż tego oczekiwaliśmy. Nie warto osądzać po wyglądzie i pozorach jakie stwarza w około siebie. Istnieje taka bariera przy każdym człowieku, którą tylko wybrani przekraczają za naszym pozwoleniem.

Z pozoru wszystko wydaje się inne. Właśnie na tym polega sedno całej sytuacji. Człowiek powinien najpierw poznać, a później dopiero mówić o danej rzeczy. Tak łatwo wydać złą opinię, ale trudniej wyplątać się z niej. Warto przemyśleć to co się mówi, to co się robi i w jakim kierunku się idzie. Tu nie chodzi tylko o siebie i swoją opinię. Trzeba również uszanować innych. Ocenianie nie polega na wydawaniu wyroku, że to co robię  jest złe. Warto wydawać pozytywną opinię jeśli ktoś na nią zasłużył, a złą jeśli musi trochę popracować nad paroma elementami. Od razu wszystkiego nie zbudowano, a my mamy uczyć się na swoich błędach.
Chodzi tutaj również o to by nie ufać od razu. Wiecie ile można błędów wtedy popełnić? Nie chcemy przecież ich potem żałować, bo one uczą. Powodują, że stajemy się silniejsi. Mamy już jakiś zarys danej rzeczy, który pokazuje gdzie mamy uważać. Trzeba być ostrożnym i racjonalnie podejmować decyzje. Mając tyle czasy jesteśmy w stanie wszystko dobrze przemyśleć. Więc głowa do góry, wciskajmy czasem życiowy Stop i spokojnie wiemy, co mamy dalej robić.
Siłę do walki trzeba mieć zawsze i nie wolno poddać się w połowie drogi. Jeśli w coś  się angażujemy to idziemy z tym do końca. Nie można zrezygnować, bo jeśli podejmuje się jakieś wyzwanie to należy podołać w tej ciężkiej drodze. Omijanie przeszkód nie jest łatwe. Każdy to wie, ale warto starać się dla samego siebie. Warto, chociażby dla samej satysfakcji. Nawet taka bezinteresowna pomoc wywołuje uśmiech na twarzy. Nikt za was życia nie przeżyje. Więc budzimy się i zbieramy dużo energii by móc ją przekazać innym. Czekanie również nie jest łatwe. Wymaga od nas dużej cierpliwości, zaangażowania i poświęcenia temu wszystkiemu. Zawsze efekt końcowy jest najlepszy. W każdym z nas jest taki upór i wola walki. Znajdzie to w sobie jeśli zapodziało się gdzieś po drodze. Pokażcie, że jesteście w stanie się obronić.



W tym tygodniu bywało różnie, chwile słabości, zdenerwowania i brak chęci na cokolwiek. Wiele niepotrzebnych słów i sporów, które nie wróżyły nic dobrego. Mimo wszystko człowiek popełnia błędy, aby się na nich uczyć. Poważne rozmowy, które miały miejsce dały mi do myślenia, sprawiły, że uświadomiłam sobie jak wiele mam i przez chwilę nieuwagi mogę stracić. Jestem na prawdę szczęśliwą osobą, jak nigdy dotąd. Jego czy są zwierciadłem pełnym uczuć. Kiedy patrzę w nie, widzę coś niesamowitego, Spoglądają jakby chciały przekazać mi lawinę uczyć, które są w nim. To cudowne uczucie powoduje, że ściska mnie w sercu i każdego dnia coraz bardziej uświadamiam sobie jak wiele dla mnie znaczy i jak wiele wnosi do mojego życia. Czasem przez to zastanawiam się jakbym funkcjonowała i czuła się teraz gdyby nie On. Dochodzę do wniosku, że nic nie byłoby już tak idealne, jak jest teraz.
Poza tym w tygodniu, kiedy humor opuścił mnie kompletnie uświadomiłam sobie, że są ludzie, którym bardzo zależy na moim uśmiechu i szczęściu. To miłe uczucie wiedzieć, że są osoby, dla których znaczymy wiele i cieszą się jedynie naszą obecnością i tym, że po prostu jesteśmy i dajemy wiele pozytywnej energii. W tym wpisie chciałabym bardzo podziękować Danielowi, który z całych sił próbuje mnie pocieszać i nie dopuszcza do tego, abym była smutna. Zawsze mnie wysłucha i wesprze dobrym słowem. Dziękuję.

W środę odbyło się zebranie z rodzicami, na którym pojawiły się oceny śródsemestralne. Oczywiście byłam przygotowana na najgorsze, bo sama byłam w pełni świadoma, że w tych trzech miesiącach nie zabłysnęłam dobrymi ocenami, a wręcz przeciwnie - pokazałam się z tej złej strony. Bez rozmów i pouczania do samego wieczora się nie obeszło. Także kazania, narzekania przez mamę było ful. Nie ma co się oszukiwać - należało mi się! W sumie dało mi to wielkiego kopa i motywacji, że chcąc nie chcąc nie mogę przegrywać z moim lenistwem lecz walczyć z nim z całych sił. Mam cichą nadzieję, że na kolejnym zabraniu wypadnę lepiej i rodzice będą mogli być ze mnie dumni, a ja będę w pełni szczęśliwa, że jednak potrafię.
Będąc przy temacie szkoły chciałabym wspomnieć jeszcze o tym, że brałam pod uwagę zmianę szkoły. Przeanalizowałam wszystkie za i przeciw i nadal stoi to pod wielkim znakiem zapytania. Z jednej strony chciałabym bardzo opuścić ZDZ, bo ostatnimi czasy to właśnie one sprawiły mi chorobliwie złe samopoczucie i w wielu sytuacjach doprowadziły do niesamowitego wkurwu i chwil załamania. Z drugiej strony są ludzie, których raczej nie byłabym wstanie zostawić. Druga klasa to już zbyt późno, aby od tak zacząć od nowa w nowym miejscu. I mimo tego, że nie zawsze z każdym potrafię się dogadać wiem, że brakowałoby mi ludzi, klasy oraz atmosfery. Podsumowując mimo mojego niezdecydowania i zmienności zdania - jak to z natury bywa u kobiet, skończy się wyłącznie na planach i chęciach. Skończę szkołę tam, gdzie ją rozpoczęłam. Pamiętam jak bardzo byłam zafascynowana akurat tą szkołą i byłam szczęśliwa, że się do niej dostałam. Dlatego śmie stwierdzić, że teraz mimo kilku konfliktów i drogi pod górkę nie mogę od tak się poddać i odejść.

Odchodząc od tematu, który raczej strasznie Was znudził wspomnę o czymś milszym. A mianowicie, chciałabym podzielić się z Wami i opowiedzieć o klasowej integracji, zabawie i masie wspomnień. Mówię tu o imprezie z piątku - o połowinkach. Kiedy zbliżały się coraz bliżej, małymi krokami, to ja coraz bardziej nie miałam ochoty się na nie wybrać. Uważałam, że nie potrzebuję tego typu zabawy i wolę spędzić ten czas kompletnie inaczej. Aczkolwiek zdecydowałam się, w sumie dlaczego miałabym nie pójść? I co? Teraz zastanawiam się dlaczego w ogóle nie chciałam tam pójść, jak mogłam tak pomyśleć, że nie będzie dobrej zabawy? Było genialnie! Wytańczyłam się za wszystkie czasy, relacje między ludźmi z klasy uległy zmianie, jednak potrafimy się dogadać. Połowinki to był chyba najlepszy pomysł na integrację. Zastanawiamy się już nad poprawinami, na kolejnej tego typu imprezie właśnie w takim składzie, nigdy mało? :)
W kolejnym wpisie podzielę się z Wami na pewno jakimiś zdjęciami, których jest multum, więc będę miała z czego wybierać.

Dzisiejsze przedpołudnie nie należało do tych miłych. Coraz częstsze kłótnie z rodzicami do niczego dobrego nie prowadzą, a potrafią nieźle dać mi w kość. Nie potrafimy się kompletnie dogadać, każdy z nas ma inny pogląd na świat, to chyba główna przyczyna wszelakich sporów. Wieczór spędziłam u Marcina, dzięki temu na wieczór już jest trochę lepiej, humor wrócił i mam nadzieję, że znów mi gdzieś nie ucieknie.

To był na prawdę wspaniały i pełen dobrych wrażeń weekend. Już dawno nie spędziłam go w większej mierze poza domem, w towarzystwie mojego mężczyzny, a to się chyba jest najważniejsze i się najbardziej liczy.
Niedzielę  poświęcę nauce i książkom. Przecież muszę pamiętać i mieć na uwadze, że zabawa zabawą, ale o szkolę zapominać nie mogę, to jest właśnie moje postanowienie na resztę tego roku szkolnego.
Jest pięknie, życzę Wam wszystkim dobrego tygodnia!
Trzymajcie się cieplutko.

Jeżeli macie jakiekolwiek pytania, zapraszam. - ASK
MUZYKA





piątek, 14 listopada 2014

Dobrze mi z tym co mam...

Dosyć niedawno wróciłam do domu. Na ustach mam jeszcze lekki posmak spalonego przed chwilą papierosa. Bez żadnego słowa minęłam kuchnię i rzuciłam pytanie mamie czy ma ochotę a kakao. Zamknęłam się w łazience. Włosy spięłam w niezdarny kok, przemyłam twarz wodą i odruchowo spojrzałam w lustro. " Zmieniłaś się" szepnęłam sama do siebie, czując drżenie chłodnych dłoni. 
Jakiś czas temu bez wiary sama w siebie, olewając wszystko co nas otacza. Skupiałam się sama na sobie, a przecież tak nie można, trzeba pamiętać o drugim człowieku, o tym, że nie jesteśmy sami w tym świecie i każdy z nas powinien cieszyć się życiem.
Siedzę i czekam, aż litery same się napiszą... I dalej jestem pomiędzy ciszą. Ręce drżą, kawa stygnie,błędów nie uniknę, ale je udźwignę. Ostatnimi czasy na życie patrzę z dystansem, niczemu się nie dziwię. Cieszę się każdym drobiazgiem, a o to chyba własnie chodzi.
Może jestem słaba w tym co robię. Może wielu rzeczy jeszcze nie potrafię. Może kiedyś postawiłam wszystko na jedną kartę i przegrałam. Może dawniej kogoś skrzywdziłam lub niechcący zabiłam w kimś nadzieję. Może jestem podłą suką z chamskim podejściem do ludzi. Jest wiele opcji, a ja posiadam jedno życie. Mam świadomość przez co przeszłam, dlatego nienawidzę jak ktoś mnie ocenia w ten sposób, nie cierpię jak ktoś wypomina mi moje błędy z przeszłości. Faktycznie, może nie mam dużego pojęcia, że czasami robię coś nie tak, ale są to moje błędy i to ja się na nich uczę. Nie zmienię się, nawet jeśli ktoś mówi mi, że jestem tą złą, że mam własny styl, że żyję na swój sposób, albo że stawiam sobie zbyt trudne zadanie. Ludzie patrzą na mnie z góry i potrafią oceniać mój charakter. Są też tacy, którzy we mnie nie wierzą i całe życie czekają, aż w końcu powinie mi się noga. Znam  takich, którzy z góry zakładają, że coś mi się nie uda. Mimo to, sama dochodzę do wniosku kiedy i co robię źle, kiedy powinnam zmienić odrobinę swoje zachowanie i podejście do pewnych spraw. Chcę układać swoje życie sama, a nie pod naciskiem innych ludzi.


Jak dobrze, że jest już piątek, niby zwykły dzień, ale daje wiele powodów do radości. Te trzy dni w szkole były cholernie ciężkie, nawet nie pod względem tekstów i tego typu rzeczy, ale ze względu na zachowanie pewnych ludzi oraz moich ocen śródsemestralnych - dałam dupy z nauką. Szkoda, że dopiero teraz uświadomiłam sobie, że olewałam szkołę z myślą, że to dopiero początek roku. Czas wziąć się w garść, aby mogło być lepiej, abym mogłabym być sama z siebie dumna, że pracuję na miarę swoich możliwości. Weekend będzie czasem regeneracji i poświęcony na zbieranie sił, abym mogła zacząć od początku, o wiele lepiej.
Piątkowe popołudnie dało mi wielkiego powera do działania, tak bardzo się cieszę, że mogłam spędzić chociaż chwilkę z ludźmi, którzy zawsze zarażają mnie tą pozytywną energią, przy których gubię od razu te złe myśli. Teraz kilka drobnych prac w domu, lekki ogar i wieczór z Misiem, nic więcej nie potrzebuję. Nie jestem spragniona imprez, przez co kilka moich znajomych jest w wielkim szoku. Wolę spędzić ten czas z M czy też przyjaciółmi. Wielu myśli, że oszalałam i niesamowicie się zmieniłam. Aczkolwiek ja osobiście wcale z tego powodu nie dramatyzuję. Nie kręcą mnie tak bardzo imprezy w każdy weekend, spędzanie dużej ilości czasu z ludźmi poznanymi gdzieś przypadkiem. 
Za tydzień połowinki, to będzie na pewno dobra zabawa. Z ludźmi, z którymi tak na prawdę spędzam największą ilość mojego czasu. Będzie okazja na złagodzenie kilku spraw i lepszy kontakt, z którym bywa różnie - liczę na to!

Życzę wszystkim miłego weekendu.
Do następnego! :)











wtorek, 11 listopada 2014

"Żyć z sercem, które czuje życie. "


Siema cześć i czołem. Długi weekend dobiega końca, tydzień wolnego od szkoły to najlepszy prezent jaki mogłam sobie wymarzyć. Tyle odpoczynku, luzu i leniuchowania, tak było mi dobrze.
Może nie wykorzystałam go w stu procentach, nie zrealizowałam swoich planów przez moje przeziębienie, ale mimo to cieszę się, że mogłam chociaż odpocząć. Piątkowe przedpołudnie spędziłam poza szkołą u M, także już na samym początku tego weekendu niczego więcej do szczęścia nie potrzebowałam. Całą sobotę przeleżałam w łóżku z gorączką, ale na szczęścia mogłam nacieszyć się i spędzić jak najwięcej czasu z siostrą, którą na prawdę widuję bardzo rzadko i cholernie się za nią stęskniłam. W niedzielę całą rodziną miałam pojechać do brata - pierwsze spotkanie od jego wyjazdu. No cóż, choroba wzięła górę i postanowiłam zostać w domu. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie będzie jeszcze szansa spotkać się z nim i porozmawiać, bo coraz bardziej mi go brakuje. Chciałabym opowiedzieć mu co dzieje się teraz w moim życiu, bo wiem, że tylko on potrafi cieszyć się razem ze mną z każdego mojego sukcesu i zawsze mnie rozumie, jest ze mną nawet wtedy kiedy popełniam największe głupstwo. Na szczęście odwiedził mnie Misiaczek, także nie spędziłam całej niedzieli sama w domu, a w najlepszym towarzystwie jaki mogłam właśnie mieć.
Mamy już wtorek, miałam tyle wolnego czasu, aby ogarnąć te wszystkie lekcje i masę materiału do nauki. Oczywiście zostawiłam to na ostatnią chwilę, także dziś jestem skazana na zerwaniu nocy i siedzenia w książkach, sama tego chciałam. Nie mam jeszcze sił wracać do tej szkoły, jest dopiero listopad, a mi odechciewa się dosłownie wszystkiego. Męczą mnie ludzie, męczy mnie nauka i wszystko co jest związane jakkolwiek ze szkołą. Na szczęście nie tylko szkołą człowiek żyje...


Jednak to prawda, że jedna osoba może odmienić nasze życie. Każdemu z nas wystarczy dotyk bliskiej nam osoby byśmy poczuli się lepiej. Sam uśmiech tej osoby sprawia, że stajemy się szczęśliwi. Gdy wtulamy się w jej objęcia wiemy, że jesteśmy bezpieczni. I własnie wtedy, w tym momencie nie potrzebujemy nic więcej, bo wszystko co mamy, cały świat jest przy nas.

Nauczył mnie na nowo co to znaczy się uśmiechać. Żyć z sercem, które czuje życie. Nauczył mnie, że wcale nie muszę być idealna żeby mógł mnie akceptować. Przytula zawsze tak samo, bez względu na to co robię. Nauczył mnie kochać samą siebie, a w zamian ja pokochałam Jego. Wywrócił moje życie do góry nogami, akceptuje mnie z całym pakietem wad i zalet. Nie próbuje mnie zmieniać, bo wie, że wtedy odebrałby mi cząstkę mojej osobowości. Cenię te nasze wspólne chwile, tylko te dla nas. I mogą mówić, że ładnie i słodko razem wyglądamy, ale i tak nic nie opisze tego, jak się przy nim czuję.
















ASK
MUZYKA

TUMBRL




niedziela, 2 listopada 2014

"bo może lubię"

Coś się nagle zmieniło. Poranki nie są już tym, co było dla mnie najtrudniejszą rzeczą. Nauczyłam się wstawać z uśmiechem. Odnalazłam nową drogę w moim życiu, w stu procentach tą właściwą, jestem pewna. Zrozumiałam, że każde 24 godziny będą do zniesienia jeśli nie zatruję ich przeszłością i przyszłością. Jedyny moment, w którym warto żyć to dzień dzisiejszy.
W pewnym momencie każdy z nas może spotkać kogoś, kto będzie doskonały, w najmniejszych molekułach zaprojektowany by był naszym największym skarbem i źródłem radości. 
Co u mnie? Jestem tak zwyczajnie szczęśliwa. Mam blisko, tuż pod dłonią, bijące mocno  serce mężczyzny. Czy trzeba czegoś więcej? Teraz to nie tylko krew wypełnia moje serce. Jest tam jeszcze miłość i nadzieja. 

 Poprzedni weekend przyniósł sporo energii i pozytywnego myślenia. Na spędzenie sobotniego wieczoru było sporo planów, postanowiłam skorzystać z zaproszenia i pojechałam wraz z Pauliną na urodziny do Marcina. Nowe znajomości, dobra zabawa sprawiła, że doszłam do wniosku, że to była najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć. Cieszę się, że mimo pewnych wątpliwości i po długim analizowaniu za i przeciw jednak się tam zjawiłam. 
Po tygodniu w szkole, który minął migusiem znów mogłam cieszyć się kolejną chwilą wolnego. Dobrze było spotkać się po tak długim czasie i braku kontaktu z Mariolą i Mateuszem. Wszystko wróciło do normy, pomimo wielu niedomówień i wszelkich sporów jakie między nami były znów możemy normalnie rozmawiać, a to cieszy mnie najbardziej. 
Nie jestem osobą, która obchodzi halloween w jakiś szczególny sposób, także postanowiliśmy z M i jego znajomymi wybrać się do kina na noc filmową. Mimo trefnych seansów bawiłam się świetnie. 
Sobota była dniem poświęconym dla rodziny. Od rana wybrałam się na cmentarze, aby reszta dnia była trochę luźniejsza. Po wieczór spotkałam się z Klaudią i Monią, wspólne narzekanie na świat sprawiło, że po dłuższej chwili doszłyśmy do wniosku, że mimo wszystko należy brać życie garściami, nie oglądać się w tył i szukać w każdym dniu czegoś dobrego. 
Dzisiejszy dzień spędzony poza domem u Marcina to było najlepsze wyjście z możliwych. Nic więcej do szczęścia mi nie potrzeba. 
Teraz czas na tą gorszą część dnia i zabrać się za naukę. Mam tak wielkiego lenia, ale to mnie niestety nie ominie, no cóż. 
Przepraszam za tak ubogi wpis, ale podsumowując to wszystko mogę powiedzieć tylko tyle, że jest pięknie. :)




tak wiele zmian,
tak wiele niespodzianek,
tak wiele radości.
Uwielbiam Cię.



MUZYKA
ASK